Debata: “Handel w niedzielę czy niedziela bez handlu?”

W czwartek, 6 października, odbyła się na naszej uczelni debata pod tytułem: „Handel w niedzielę czy niedziela bez handlu?” Wydarzenie zostało zorganizowane przez projekt Debaty Gospodarcze Niezależnego Zrzeszenia Studentów we współpracy ze Stowarzyszeniem KoLiber.

Głównym jego celem była dyskusja o skutkach, jakie odczuje nasza gospodarka oraz społeczeństwo po wprowadzeniu ograniczenia handlu w niedzielę.

W dyskusji udział wzięli:
Alfred Bujara – szef handlowej Solidarności i przewodniczący Komitetu Inicjatywy Ustawodawczej ustawy o ograniczeniu handlu w niedziele.
Rafał Trzeciakowski – ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju, doktorant w Katedrze Międzynarodowych Studiów Porównawczych Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie, absolwent ekonomii i ekonomicznej analizy prawa w SGH.
Kamil Rybikowski – prezes Zarządu Głównego Stowarzyszenia KoLiber, student prawa na Uniwersytecie we Wrocławiu.


Pierwsze pytanie debaty dotyczyło głównych założeń aksjologicznych i zostało zadane panu Alfredowi Bujarze. Ten, zanim odniósł się do pytania, podzielił się swoimi refleksjami. Zwrócił uwagę na to, że będąc młodym miał bardzo podobne założenia do tych głoszonych przez Stowarzyszenie Koliber. Zmienił je jednak z biegiem czasu ze względu na mnogość zmian, z których za najważniejsze uważa globalizację oraz trendy polityczne. Szef handlowej Solidarności zauważył, że jego organizacja zawsze zajmowała się poprawą warunków pracy, bo za najważniejszy czynnik w gospodarce uważała właśnie czynnik ludzki. Wspomniał również o zagranicznych firmach,  z którymi w przeszłości wiązano ogromne nadzieje, gdyż miały nie tylko dać nowe miejsca pracy, ale również zbudować pewne wartości i warunki pracy, które poprawiłyby byt pracowników i przybliżyły poziom do tego, który możemy zaobserwować na zachodzie. Jednakże, w opinii przewodniczącego, tak się nie stało – kultura pracy narzucona przez firmy doprowadziła do sytuacji dnia dzisiejszego, w której z badań wynika, że pracownicy są przeciążeni, a 40-godzinny tydzień pracy to niewystarczająca regulacja, gdyż często bywa tak, że pracownicy pracują po 12 godzin dziennie, gdy w inny dzień pracują tylko 3 godziny, przez co ich dzień jest nieuporządkowany. Zwrócił także uwagę na pewne zmiany w nastawieniu pracowników handlu. O ile 10 lat temu wielu z nich godziło się na pracę w niedzielę w zamian za dodatek do wypłaty, obecnie takich osób jest tylko 2%. Pan Bujara odniósł się też do niewypowiedzianego argumentu o tym, że zakaz wpłynie także na możliwości dorobienia przez studentów. Stwierdzone zostało, że młodzi i tak otrzymują bardzo niskie wynagrodzenia oraz nie wiążą z dorywczą pracą przyszłości, a także, że studenci powinni szukać pracy w innych sektorach, takich jak gastronomia, gdzie, zdaniem związków zawodowych, sytuacja pracowników jest znacznie lepsza.

Następnie możliwość wypowiedzi otrzymał Rafał Trzeciakowski, który zwrócił uwagę na koszty reformy dla polskiej gospodarki. Odniósł się także do założeń reformy, które problem widziały przede wszystkim w działalności dużych sklepów, w które to miała uderzyć ustawa, podczas gdy raporty wskazują na to, że łamanie praw pracowniczych występuje częściej w sklepach małych. Większe sklepy, zwłaszcza z udziałem kapitału zagranicznego, wg statystyk płacą pracownikom więcej. W odniesieniu do zarzutu o unikaniu opodatkowania, ekonomista przywołał przykład Biedronki, od której większy podatek płacą jedynie firmy z państwowym kapitałem. Po tej dygresji został także omówiony przypadek Węgier, w którym zakaz handlu w niedzielę zniesiono z powodu niezadowolenia kobiet, którym taka zmiana zdezorganizowała życie w środku tygodnia – to kobiety zazwyczaj robią zakupy w gospodarstwach domowych i, przed zakazem, wykorzystywały do tego właśnie weekend. Pan Trzeciakowski odniósł się także do zmniejszenia miejsc pracy po wprowadzeniu zakazu. Choć nie chciał szacować ile osób może stracić pracę, ani nie odnosił się do metodologii badań, zauważył, że w innych krajach Europy zakazy prowadziły do ograniczenia zatrudnienia.

Następnie głos udzielony został Kamilowi Rybikowskiemu, który jako działacz KoLibra miał pewien dylemat. Z jednej strony, jak twierdził, im więcej regulacji, tym gorzej dla gospodarki, z drugiej strony – jako konserwatysta powinien wolnej niedzieli bronić. Zdaniem prezesa KoLibra projekt ustawy idzie za daleko i można by zastąpić go stworzeniem społecznej świadomości o wartości niedzieli. Taka zmiana zdaniem studenta nie wymaga regulacji, a może zostać wprowadzona za pomocą apelu, tak jak udało się to zrobić między innymi w przypadku Wigilii Bożego Narodzenia czy Wielkiej Soboty, gdzie sklepy są zamykane wcześniej, mimo że przepisy tego nie wymagają. Jednocześnie zauważył, że regulowanie takich rzeczy może sprawić, że cele zostaną wypaczone, a efekt wprowadzenia ustawy może być odwrotny do zamierzonego.

Następne pytania zostały zadane przez publiczność, w której najwięcej wątpliwości wzbudzały słowa szefa handlowej Solidarności. Studenci argumentowali, że regulacja sprawiłaby, że po ulżeniu handlowcom, cięższe weekendy przeżywaliby pracownicy innych branż, m.in. wspominanej wcześniej gastronomii. Przewodniczący Bujara zwracał uwagę na inny charakter tych sektorów, jako że służą one człowiekowi tak, aby mógł on odpowiednio spędzić czas wolny, a także na to, że sytuacja w tych sektorach jest lepsza. Jednocześnie sam zadał pytanie, w którą stronę powinna zmierzać Polska – czy w kierunku takim, że w niedziele będą pracować tylko Ci co muszą, czy wszyscy. Stwierdził także, że równie dobrze można by otworzyć w niedzielę urzędy czy żłobki. Powołał się także na badania, które wykazują, że brak stałego wolnego dnia pracy ma negatywne skutki dla życia pracowników. Podkreślił także, że choć ograniczenia handlu w niedzielę dotyczy tylko 9 państw Unii, to ludnościowo dotyczą one aż 72% obywateli UE. Związkowiec wskazał również na poparcie społeczne – projekt poparło ponad pół miliona Polaków mimo braku kampanii PRowej, a wg  badań CBOS aż 61% popiera zakaz, gdy przeciwko jest jedynie 32%.

Ta wypowiedź spotkała się z ripostą ekonomisty FOR, który podważył lepszą sytuację w innych sektorach gospodarki. Podkreślił on także, że choć w krajach europejskich faktycznie ograniczenia handlu w niedzielę istnieją, to od lat 90. regulacje te są systematycznie liberalizowane. Odniósł się także do sondaży, twierdząc, że istnieje wiele, w których wyniki są odwrotne od tych publikowanych przez CBOS, jednakże Alfred Bujara zanegował je wskazując na manipulację przy pytaniach. Pan Trzeciakowski ponownie przywołał przykład Węgier, w których Orban wycofał zakaz handlu w niedzielę w obawie przed referendum –  miało to niejako potwierdzić negatywne nastroje społeczne panujące w Węgrzech wokół tego tematu. Przedstawiciel Solidarności stwierdził, że zapisy funkcjonujące wcześniej w Węgrzech były inne od tych proponowanych w Polsce i nie zostały dostatecznie przedyskutowane.

Kolejna dyskusja tyczyła się samego sposobu wprowadzenia zmian. Publiczność zauważyła, że wprowadzenie nowej ustawy powoduje dualizm prawny w kwestii regulowania pracy w handlu. Przez to, że zmiany nie będzie wprowadzone za pomocą poprawek do Kodeksu Pracy, część niedziel będzie regulowana przez nową ustawę, a część – właśnie przez Kodeks Pracy. Doprowadziłoby to do paradoksalnej sytuacji, że handel będzie bardziej ograniczony w zwykłą niedzielę niż w Boże Narodzenie. Szef handlowej Solidarności zauważył jednak, że wprowadzenie zmian tą metodą byłoby nieskuteczne, gdyż pracodawcy ominęliby je poprzez zatrudnianie pracowników na kontrakty (samozatrudnienie), a dzięki temu jest przejrzyście – w część niedziel handlować nie wolno.

Z biegiem dyskusji argumenty nabierały coraz bardziej emocjonalnego charakteru. Alfred Bujara skierowałdo publiczności pytanie – w jaki sposób chce ona osiągnąć silne i bezpieczne państwo bez podstawowej jednostki, jaką jest rodzina. Nieoczekiwanym prelegentem okazał się także zastępca Alfreda Bujary, pan Dariusz Paczuski, który przejął inicjatywę i zwrócił uwagę na to, że w Polsce już próbowano wprowadzić zakaz handlu w niedzielę, a ostatecznie skończyło się na zakazie handlu w 12 dni świątecznych, po czym później doszedł 13 dzień wolny. W tamtym okresie obawy przed ograniczeniami były podobne jak dzisiaj, a jednak liczba miejsc pracy nie spadła. Prelegent powołał się także na opinie ekonomistów z Centrum im. Adama Smitha oraz Polskiej Rady Biznesu, którzy stwierdzili, że projekt nie powinien doprowadzić do zwolnień. Ta wypowiedź spotkała się ze sprzeciwem prelegentów oraz publiczności, która podawała przykłady państw, w których takie ograniczenie przyniosło negatywne zmiany na rynku pracy. Ponadto zostało zauważone, że ograniczenie  jest tylko jednym z czynników i potrzeba dokładniejszych badań, aby stwierdzić rzeczywisty efekt.

W następnej fazie debata stała się zdecydowanie bardziej dynamiczna, z każdej ze stron pojawiało się wiele argumentów. Zwolennicy zakazu argumentowali, że wyrównuje on pozycję pracownika względem pracodawcy, podczas gdy obecnie ta relacja jest dla pracowników zdecydowanie niekorzystna. Wskazywane było również, że wg badań takie ograniczenie doprowadzi w efekcie do wzrostu zakupów, gdyż zakupy robione na zapas będą większe niż dotychczas, a to spowoduje większy wpływy do budżetu z tytułu VAT z handlu. Jednocześnie druga strona nie zgadzała się z tymi stwierdzeniami, uzasadniając, że pracownicy cały czas mają wybór – mogą zmienić pracę – zwłaszcza, że ostatnio coraz mocniej mówi się o rynku pracownika na rynku pracy. Pojawiły się również nawiązania do dzieła Bastiata „Co widać, a czego nie widać” – większe wydatki na handel miałyby spowodować mniejsze wydatki na inne usługi, co pogorszyłoby sytuację w tych sektorach. Były również podnoszone głosy, że wprowadzenie ustawy zwiększyłoby przewagę hipermarketów, w których to konsumenci robiliby większe zakupy przed dniem wolnym, co oczywiście odbiłoby się na sklepach małych. Część z przeciwników ograniczenia ironizowała także, że, idąc dalej logiką twórców projektu, korzystne byłoby także wprowadzenie zakazu w sobotę.

 

 

Dyskusja była bardzo emocjonująca i gdyby nie ograniczenia czasowe związane z rezerwacją sali, z pewnością trwałaby o wiele dłużej, co pokazuje, że pole do dyskusji w tym temacie wciąż istnieje.